Alpejski Alpejski
5390
BLOG

Zanim się nawzajem pozabijamy... O prawdziwych źródłach nazizmu

Alpejski Alpejski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 152

 

Po drugiej wojnie światowej napisano tysiące prac wyjaśniających jej genezę. Miały one zapobiec wybuchowi podobnego konfliktu w przyszłości. Koncentrowały się na aspektach gospodarczych, politycznych i geopolitycznych w nich głównie doszukując się przyczyn eksplozji nazizmu w Niemczech i Austrii. Taką pracą była słynna „Historia społeczna Trzeciej Rzeszy” Richarda Grunbergera, czy napisana przez Fritza Sterna „Der Traum vom Frieden und die Versuchung der Macht”. To klasyki mające objaśnić przyczyny, pokazać mechanizmy funkcjonowania systemu.

Te ponure sprawy nie zaprzątały mi bynajmniej głowy, kiedy mieszkałem w Polsce, ale kiedy przeprowadziłem się do Niemiec spotkania z ludźmi obudziły we mnie ciekawość i niepokój zarazem. Ciekawość, bo zastanawiałem się nad tym, że przecież te wyjaśnienia, które nam się w podaje nie są wystarczające.

Niepokój, bo zacząłem odczuwać, że to nie wszystko, że za tym kryje się jeszcze jakiś fenomen, który pozwalał na całkowitą kontrolę niemieckich dusz i który w wielu ludziach trwa do dziś. Te wszystkie akademickie wyjaśnienia nie dawały mi zasadniczej odpowiedzi na ten zbiorowy amok, na te spazmy zachwytu, łzy wzruszenia i ekstazę młodych i starych ludzi słuchających przemówień Hitlera i jego kompanów.

Nie dawały mi odpowiedzi na najważniejsze pytanie – z jakiego powodu ci ludzie z pełnym przekonaniem i bez najmniejszego oporu zamordowali 6 000 000 Żydów  i przygotowywali się do zlikwidowania Chrześcijan rozpoczynając eksterminację księży i pastorów. Nie! Tego nie da się w pełni wyjaśnić przyczynami politycznymi i gospodarczymi, za tym stoi coś więcej – pomyślałem, ale temat był zbyt odstręczający, aby nim się zajmować w wolnych chwilach. Przełamał to telefon mojego znajomego profesora z prośbą o pomoc w badaniu pewnego średniowiecznego reliefu i kaplicy w wykutej w skale grocie, która służyła Hermanowi Göringowi Wielkiemu Łowczemu III Rzeszy i jego kompanom.

 Te badania zmieniły moje patrzenie na korzenie nazizmu i doprowadziły do poznania wielu wartościowych prac badawczych wydawanych na amerykańskich uczelniach w czasach, kiedy w Europie nikt się tymi aspektami nie zajmował. Mogłem poznać też obszar badań archeologicznych prowadzonych przez nazistów w miejscu tradycyjnie związanym ze zniszczeniem najważniejszej dla pogańskich kultów świątyni w Externsteine i okolicach. Oraz mieć bezpośredni dostęp do miejsc zamkniętych dla zwykłych śmiertelników.

Po pewnym czasie poznając fakty mi wcześniej nieznane zadałem sobie pytanie - Czy prawda o tym, że Niemcami kierował zbiorowy obłęd nowej wersji okultystycznej i starej pogańskiej wiary i że ta prawda jest na tyle niebezpieczna, że była pomijana w tych najważniejszych opracowaniach, wyjaśniających przyczyny nazizmu?

To co opętało niemiecką duszę narodziło się dużo wcześniej, niż wymieniane przez historyków przyczyny polityczne i gospodarcze. A rodziło się na salonach dziewiętnastowiecznej Europy, w głowach ludzi zajmujących się modnymi wtedy praktykami okultystycznymi. Ten nurt wywodzący się z lóż masońskich ogarniał coraz więcej umysłów.

Myśl Eliphasa Levi (1810 – 1875), francuskiego okultysty czerpiącego garściami z legend, tradycji masońskich i domysłów na temat Templariuszy, zawładnęła wieloma ludźmi. Należy podkreślić, że byli to ludzie z tzw. najwyższych sfer, często znudzeni dostatnim życiem i poszukujący nowych wrażeń.

Naukowe badania nad historią doktryny będącej głównym motorem popychającym ludzi ku zbrodni ludobójstwa, wykluczały kiedyś, jako obszar badań źródła i wpływy okultystyczne. No, bo jak przyznać, będąc racjonalnym badaczem, że za tym stali ludzie, którzy doktrynę dosłownie wyzionęli na spirytystycznych seansach?

Te „potoki ektoplazmy” pojawiające się na seansach Heleny Bławatski, instrukcje zapisywane przez to medium podczas transów pisma automatycznego i innych fenomenów… „Czary mary” nie pasowały do racjonalnego uzasadnienia i opisu zjawiska nazizmu.

Moim zdaniem to podstawowy błąd umożliwiający obecne odradzanie się tej nazistowskiej Hydry pod zupełnie inną nazwą i pozornie niemającej z nazistowskimi korzeniami nic wspólnego.

Uprzedzając zarzuty, że wierzę w magię i okultyzm muszę napisać, że - nie ma to znaczenia, w co ja wierzę. Znaczenie ma to, w co wierzy sprawca.  To będzie przedmiotem moich rozważań.

Nie dyskutuję tu, czy automatyczne pismo to diabelska sztuczka czy też produkt naszych neuronów, nie interesuje mnie to na tym etapie. Ważne są owoce – skutki, wiary ludzi przekonanych o tym, że to zjawisko paranormalne.

Przykładowo - uczeń Bławatskiej Rudolf Steiner w spirytystycznych transach i medytacjach podróżował na księżyc opisując zastane tam byty. Wiemy, że na księżycu żadnej cywilizacji nie ma, co powinno ośmieszać astralne podróże Steinera, lecz wystarczy pojechać do Szwajcarii do słynnego „Goetheanum” w Dornach, albo udać się do najbliższej szkoły Waldorwskiej, aby przekonać się, że są tysiące ludzi budujących obraz świata na nauczaniu Steinera.

Celowo poruszam tu ten ezoteryczny kierunek. Bo antropozofia powstała w 1912 roku, jako humanizująca odpowiedź na umacniający się „twardy” ruch teozoficzny, który ewoluował w stronę lucyferianizmu. Korzenie i matka tego ruchu była ta sama, a była nią wspomniana już Rosjanka Bławatska. Jeden i drugi są silnie okultystyczne, jednak antropozofia w ujęciu steinerowskim, odrzuca kult Lucyfera, jako „ponadczasowego Prometeusza” ludzkości, uznając, że diabeł jest bytem upadłym i odnosząc się do najważniejszego wojaka niebieskiego Archanioła Michała, obrońcy przed zakusami diabelskimi. Można powiedzieć, że w pewnym momencie Steiner sam przez lata wydawca czasopisma „Luzifer” i jeden z najzdolniejszych uczniów Madame Bławatskiej, przestraszył się widząc, do czego zmierza kierunek lucyferiański. Pech chciał, że Steiner miał lekkie pióro i był dobrym pisarzem,  co powodowało szybką propagację jego myśli i zapewne nigdy nie zdołał naprawić błędów pisarskiej młodości, przyczyniając się do rozpowszechnienia idei lucyferiańskich.

Bławatska dzięki niezwykłej płodności literackiej i mediumicznym zdolnościom dała, a raczej wyzionęła dowody dla tych, którzy wzorując się na pączkujących od starożytności kultach i rytach okultystycznych chcieli budować nowy ład i nowego człowieka. To ona kontaktowała się z rzekomymi duchami Atlantydów i zapisywała wskazówki dawane przez te byty „wtajemniczonym”. Jej „Isis obnarzona” wydawana była w wielu krajach, a „Nauki tajemne” stały się biblią okultystów, opatrzoną tysiącami komentarzy i wydawaną raz po raz na całym świecie. Podróż Madame Bławatski, jak nazywano ją w dobrym towarzystwie, do Egiptu i Indii i Tybetu, przeniosła do Europy nowy wcześniej nieznany wymiar okultyzmu. To ona wrzucając do kotła najczarniejsze ryty ugotowała potrawkę przez pokolenia sycącą ezoterycznie nawiedzonych i zmierzających do „diabelskiego” nurtu okultystów. Nurt ten poszukiwał nieziemskich uzasadnień dla nienawiści rodzącej się w głowach jego przywódców, nienawiści o podłożu rasowym.

Towarzystwo Teozoficzne.

Najbardziej zatrutym owocem działalności Bławatskiej było stworzenie teozofii, jako nowej wizji świata i przyszłości człowieka. Otoczona już wieloma uczniami Bławatska w 1879 roku odbyła przełomową dla rozwoju swojej doktryny podróż do Indii. To wtedy centrum teozofii stało się Madras gdzie w 1888 roku ukazała się wspomniana już biblia okultystów „Nauki tajemne”. 

Teozofia jest swoistym amalgamatem doktryn religijnych i nauki okultystycznej. Co najważniejsze stara się sięgać do rytów wywodzących się z najstarszych religii, które przeciwstawia nowym „ortodoksyjnym” religiom. Te nowe, to oczywiście Judaizm i Chrześcijaństwo, które rzekomo miały w okrutny sposób potraktować starych prometejskich bogów ludzkości, uniemożliwiając zdaniem teozofów pełny rozwój możliwości tkwiących w człowieku.

Ta antynomia powoli stawała się zaczynem bujnie rozkwitającej wśród teozofów nienawiści do Żydów i Chrześcijan, ich zdaniem dzieci Boga uzurpującego sobie władzę nad ludźmi. W tym miejscu te pradawne ryty sprytnie pomieszano z najnowszymi wtedy ustaleniami nauki, które zostały natychmiast zaprzęgnięte do „demistyfikacji” religii żydowskiej i chrześcijańskiej. Szczególnie często teozofowie sięgali po Darwinizm, najnowsze odkrycia fizyki i chemii, twierdząc, że tylko racjonalizm jest przyszłością człowieka.

Proszę zauważyć to sprytne kłamstwo i manipulację! Wierzący w kontakty z duchami i moce ponadnaturalne używali Darwina, aby „racjonalnie” demitologizować religię!

Co więcej, ci „zwolennicy racjonalnego świata” nie tylko propagowali komunikację z duchami i pogańskie ryty, ale przekształcali doktrynę łącząc dawne wierzenia Egipcjan, Hindusów i Buddystów w ruch o silnie antypozytywistycznym widzeniu świata.

Widzicie już diametralną sprzeczność?

Z jednej strony używano nauki do obalenia „mitów religii żydowskiej i chrześcijańskiej, z drugiej strony tworzono ruch o silnych podstawach antyracjonalnych!  Dodam więcej! Ten antyjudaistyczny nurt czerpał garściami z Kabały i Talmudu!

Fala wiary w nowy styl życia zalewała pod koniec XIX wieku świat; medycyna naturalna, ziołolecznictwo, wegetarianizm, nudyzm, mesmeryzm, wiara w reinkarnację. To wszystko polano sosem romantycznej wizji religii starożytnych Egipcjan, Hindusów i amerykańskiego spirytualizmu. Te idee znalazły największy rezonans w Niemczech i Austrii. To właśnie tu spotkały się z „utwardzaniem” doktryny, obrastając coraz bardziej rasistowskimi ideami i zmierzając wprost do kultu Lucyfera, jako Prometeusza nowych czasów. Wiedeń, Praga i Berlin stały się centrami teozofów. Pojawiały się czasopisma „Sfinx”, „Luzifer”, „Der Wanderer”, „Prana”, „Astrologische Rundschau”, „Astrologische Bibliothek”, „Osiris Büchern“, „Neue Lotusblüten“ i dziesiątki podobnych.

Działalność Franza von Hartmanna (1838 – 1912) przyniosła zaś przetłumaczenie głównych ksiąg Hinduizmu na niemiecki. To właśnie Bhagavadgita będzie natchnieniem dla Himmlera, organizującego kilkadziesiąt lat potem zakon SS i tę księgę w kieszonkowym wydaniu, będzie nosił przy sobie podczas „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Zwracam uwagę, że wszyscy członkowie tych wtajemniczonych towarzystw posiadali wysoki status społeczny. Wymienię też Gräfin Constance Wachmeister, najbliższą przyjaciółkę Bławatskiej i tłumaczkę wielu jej pism, znaną z ekscentrycznych eksperymentów przeprowadzanych w teozoficznym „klasztorze” w Asconie.  

Szczególnie często poruszanym tematem dyskusji była Atlantyda.

Tym długo zajmowała się Bławatski. Setki stron zapisane podczas transów mediumicznych pismem automatycznym, dawały jej podstawy do rozwinięcia teorii o nadludziach pochodzących z tego zaginionego kontynentu. To w tych „transmisjach z zaświatów” pojawił się mit Aryjskiej rasy panów, doskonałych istot zgładzonych wraz z Atlantydą. Bławatski uważała, że uratowali się nieliczni, którzy wraz ze swoim kapłanem przemierzyli Europę i dotarli aż do Indii i Nepalu, a nawet Tybetu.

To tam do dziś mają ukrywać się potomkowie Atlantydów, a dzisiaj w Europie żyją jedynie skażeni przez obcą krew ich potomkowie ze związków z niższymi rasami - tak twierdziła Bławatski i tę ideę chętnie podchwycili niemieccy i austriaccy okultyści, opracowując plany ponownego odbudowania tej najwyższej ziemskiej rasy. Jako najwięksi wrogowie w tym dziele przedstawiani byli Żydzi i ich Bóg, których czyniono odpowiedzialnymi za „cierpienia” starożytnych bóstw.

Ten koncept miał oblicze bożego igrzyska, zemsty starożytnych potęg na Bogu Żydów, a zarazem Chrześcijan.

Pod koniec XIX wieku okultyści mieli już bardzo duży wpływ na społeczność Europy.

Jednym nich był austriacki okultysta Guido von List, któremu możemy przypisać rozpowszechnienie symbolu swastyki o ramionach „obracających się” przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. To była swoista nowość. List twierdził, że to ten najważniejszy znak i tajemnica potęgi, a zarazem przyczyna prześladowań Templariuszy. List był niezwykle aktywny na wielu polach. Pełnił obowiązki w Austriackim Alpenvereien, wspinał się i dużo pisał. To on połączył nauki Bławatskiej o rasie aryjskiej z Germanami i współczesnymi mu Niemcami.  Wracając do Templariuszy. List nie widział w Templariuszach chrześcijan, a raczej tych, co odkryli, że chrześcijaństwo jest jedynie oszustwem, a prawdziwie wtajemniczeni wolnomularze od dawna kontynuują ich prawdziwe powołanie, czyli likwidację tej szkodliwej dla rozwoju człowieka doktryny.

Z tego powodu kierunek, który rozwinął List, zwany ariozofią, od samych początków był silnie antykatolicki i z biegiem lat stawał się coraz bardziej agresywny w swojej retoryce zwalczającej Kościół. Kierunek ten nadał Georg Ritter von Schönerer i już Fritz Stern w swojej pracy wydanej w 1961 roku w Berkeley, zwrócił uwagę na fakt, że bez tego człowieka ariozofia byłaby być może jedynie mało znaczącym nurtem, popularnym wśród mało wykształconych ludzi.

Schönerer był dynamicznym utalentowanym agitatorem, a jego pozycja społeczna pozwalała mu zasiewać ziarno nienawiści również wśród elit. To on na początku sięgając po hasła antykapitalistyczne i antysemickie rozpoczął współpracę z radykalnymi frakcjami lewicowymi. Co ciekawe pomiędzy 1876 rokiem, a 1890 kierunek najpierw silnie lewicowy o odniesieniach do „prusofilskiego nacjonalizmu”, silnie ewoluował w stronę nacjonalistyczną, uznając, że od 1875 roku u władzy w Austrii pozostawał rząd o silnym katolickim obliczu. Dla Schönerera i jego zwolenników rząd ten miał konserwatywno-klerykalny i słowianofilski charakter. Tak, więc pierwsze uderzenie miało być skierowane przeciw Katolikom i z tego powodu wzywał on do masowego przechodzenia na protestantyzm, bliższy „czystej pruskiej duszy”. Radykalizacja tego nurtu przybierała na sile i stworzyła warunki do implantowania idei zoologa Ernsta Haeckela, założyciela w 1906 roku „Monistenbund”. Ruch ten sprzeciwiał się mieszaniu ras i stworzył obszar, na którym spotkały się rasistowski nurt ariozoficzny z silnie okultystycznym ruchem teozoficznym.

Środowisko wiedeńskich salonów było na przełomie wieków XIX i XX jednym z najaktywniejszych.

Choć Austria tworzyła łagodną monarchię, kojarzoną z uśmiechniętym cesarzem Franciszkiem Józefem, to jak zwykle w tym międzynarodowym tyglu nie zabrakło takich, którzy odczuwali zagrożenie ze strony obcych rasie germańskiej żywiołów. Chodziło na początku o Słowian. Tu muszę powiedzieć, że Austriacy mieli wobec Słowian wiele kompleksów. Do dziś w Austrii używa się słowa Schlawiner, to synonim kogoś sprytnie-mądrego. Etymologia tego słowa pochodzi od Słoweńca. Pierwotnie oznaczało to spryciarza, ale już w latach 30 XX wieku było używane, jako przekleństwo lub pogardliwe określenia na Słowian, Żydów i Cyganów.

Te austriackie obsesje podzielał potem Adolf Hitler, przypomnę jego słowa na temat Wiednia napisane w słynnej „Mein Kampf”:

Obrzydliwy był dla mnie ten konglomerat ludzkich ras, który przedstawiała stolica cesarstwa. Obrzydliwa ta cała mieszanka narodów z Czechów, Polaków, Węgrów, Rusinów, Serbów i Chorwatów. Jawiło mi się to wielkie miasto, jako uosobienie nieczystości krwi.

I pomyśleć, że pod koniec XIX wieku austriacki dwór przychylał się do propozycji grafa Kasimira Badeniego, aby urzędnicy monarchii posługiwali się językiem czeskim i niemieckim…

 

Te idee ukształtowały symbolikę i ideologię III Rzeszy. Towarzystwo ariozoficzne, stowarzyszenie Thule, Zakon Nowych Templariuszy działalność okultysty Karla Marii Wiliguta będą tematem osobnej notki.

Czasem, kiedy już tak blisko jest zgody i jedności, budzą się w głowach ludzi demony, które z furią niszczą wszystko co pomiędzy ludźmi dobrego się rodziło.

Jak widzimy ta mieszanka idei i religii, stawała się podstawą wiedzy o świecie ludzi, którzy zaliczali się do ówczesnego salonu. To każdy z nich jest osobiście odpowiedzialny za rozprzestrzenienie się tych idei, obcych naszej kulturze. To ich eksperymenty i pycha, nakazująca im modyfikację starego społeczeństwa zaprowadziła ich i ich następców w objęcia tych, którzy rozpoczęli odbudowę, zaginionej nacji Atlantydów. W to bez wątpienia wierzył  także Himmler, czołowy „architekt” Holokaustu.

Dziś mamy do czynienia z odrodzeniem podobnych idei, idei pogardy dla innych narodów i nacji, ale także z odrodzeniem eugeniki, i inżynierii społecznej, której podstawowym celem jest zbudowanie nowego człowieka, dokładnie na wzór, jaki wcześniej widzieli teozofowie.

Od podróży w 1953 roku, do Externsteine francuskiej neonazistki zafascynowanej nauczaniem Bławatskiej trwa odbudowa tej ideologii. Przeżyła tam podczas nocy spędzonej w jednej z wykutych w skale komór trans, podczas którego ogłosiła Adolfa Hitlera reinkarnacją hinduskiej bogini Kali i złożyła ślubowanie pomszczenia jego śmierci. Maximine Portaz (1905 – 1982), pod hinduskim pseudonimem Savirti Devi – bo tak się ona nazywała - udało się przywrócić do życia ruch który powoli przybiera na sile. W swoich pismach odnosiła się do tego, opisując swoje rzekome śmierć i zmartwychwstanie, jakich doznała w Externsteine, obcując z pogańskimi bóstwami.

Exsternsteine to miejsce gdzie w latach trzydziestych naziści prowadzili gorączkowe prace archeologiczne traktując je, jako część projektu przywrócenia w tym miejscu centralnej germańskiej świątyni. Prace te osobiście nadzorował Heinrich Himmler, który stworzył też Externsteine Stiftung (fundacja). Naziści uważali, że to jest miejsce gdzie rosło święte drzewo Germanów Irminsul, za którego ścięcie w 772 roku odpowiedzialny był Karol Wielki. Himmler uczynił Externsteine centralną nazistowską świątynią, tu odbywały się uroczystości z udziałem elty SS. Symbol Irminsula w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku stał się symbolem używanym często przez neonazistów i w latach siedemdziesiątych przeniknął do ruchu New Age, który często posługuje się ideami teozoficznymi i ariozoficznymi, stanowiąc bezpośrednie zaszczepienie idei teozoficznych i ariozoficznych w naszej współczesnej kulturze pod niegroźną nazwą.

Teozofia i luzyferianizm nie umarły i idee nazistowskie nie umarły. I tak jak w XIX wieku są rozwijanie przez znudzone „salony” , prawdzie i samozwańcze elity. Jej najważniejszym przejawem jest rozkwitająca eugenika i inżynieria społeczna. Czy tym razem tak jak już to się stało ta obłąkana ideologia zwróci się przeciw jej twórcom? To pewne i to ostatni dzwonek, aby zapobiec tragedii, jaką oni szykują naszej cywilizacji.

I nie ma znaczenia czy Wy drodzy czytelnicy w to wierzycie czy nie, znaczenie ma to, że wierzą w to nowi potencjalni sprawcy.

W tym kontekście po raz kolejny przywołam to, o czym mówię od dawna. Potrzeba jedności Chrześcijan i Żydów!

Dla tych nowych teozofów nie ma żadnej różnicy pomiędzy śmiercią Żyda i Chrześcijanina. Żadnej. I odniosę się tu do tych, którzy dziś te śmierci próbują relatywizować, dla których śmierć Żyda była wzniosła, a śmierć Polaka nikczemna i biologiczna. I do tych, którzy myślą odwrotnie - ogarnięci szałem antysemityzmu.

Do jednych i do drugich kieruję mój apel. Wobec śmierci jesteście równi, nie liczcie na to, że „zasłużycie” sobie jakieś lepsze miejsca. Dla potencjalnych sprawców, będziecie tylko podludźmi.

No i pomyślcie wszyscy, którzy uważacie się za lepszych, za metafizycznych. Którzy oddzielacie się od tych co tylko biologiczni są… Pomyślcie choć przez chwilę… Czy nie zmierzacie śladami, które już kiedyś na salonach Europy i Ameryki się pojawiły?

Tu nie miejsce na wywyższanie się, ale pora na wspólne działanie, na zatrzymanie ideologii, która doprowadziła już raz do potwornych zbrodni, a której źródła wciąż nie są właściwie nazywane i w zasadzie większości ludzi całkowicie nieznane. Tylko z tego powodu znowu przeżywamy próby budowy „nowej ludzkości i nowego ładu na świecie”. Teozofia jest dziś silniejsza niż kiedykolwiek i kieruje decyzjami wielu polityków.

CDN

 

 

 

 

Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka