Wspólna Europa jest nadzieją dla młodych pokoleń. Bruksela 2014. Zdjęcie: Alpejski
Wspólna Europa jest nadzieją dla młodych pokoleń. Bruksela 2014. Zdjęcie: Alpejski
Alpejski Alpejski
1129
BLOG

Czy Realpolitik pasuje do idei naszej Europy jako wielkiej wspólnoty narodów?

Alpejski Alpejski Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Niemiecka Realpolitik nie pasuje do wielkiej koncepcji Europejskiej Roberta Schumana, która ze swojej natury jest pomysłem na wskroś idealistycznym. To uważam za przyczynę wszelkich zawirowań i dezintegracji Unii oraz tarć na linii Warszawa-Berlin.

Ta sprzeczność pomiędzy Realpolitik - niekierującą się żadną moralnością, ani szerszym horyzontem czy dalekosiężnym planem – a idealistycznym myśleniem ludzi pokroju Schumana, musi doprowadzić do zagłady wzniosłej idei. Nie ma innego wyjścia! Bo polityka realna kieruje się egoizmem i jako narzędzie używa brutalnej siły.

Czy polityka niemiecka dzisiaj znowu sięga do starych wzorców?

Wspomniany już przeze mnie w ostatniej notce Thomas Gutschker na łamach "FAS" kończy swoje rozważania na temat Polski słowami - Polityka, która kieruje się ideologią, zamiast praktycznym rozsądkiem, kończy się właśnie tak - w ślepej uliczce". Dziennikarz niemiecki potwierdza zatem, dominację praktycznego rozsądku nad ideą w polityce. Z tego powodu dziś jeszcze dokładniej rozumiemy słowa, które wypowiedział o Angeli Merkel były Kanclerz Helmut Schmidt. Przypomnę je, zatem na moim blogu raz jeszcze. W programie Sandry Maischberger Schmidt stwierdził:

Maischberger – Czy jest pan zdania, że Angela Merkel jest wielkim kanclerzem? A może nie jest?

Schmidt – Taktyczny spryt jest bez wątpienia jej umiejętnością (jest jej dany).

M – Ja nie wiem czy to jest komplement? Bo pan zawsze był po stronie strategii…

S – Tak, ja myślałem i myślę strategicznie. Ale taktyka jest też nie do pogardzenia. Taktyczny zmysł jest na pewno pomocny pani Merkel. Jednak szersze spojrzenie to już całkiem inna sprawa.

M – I to występuje? (odnośnie Merkel)

S – Nie wiem.

M – Pan nie wie!?

S (mrucząc basowo) – Ja nie jestem tego pewien.(długa pauza) Pani Merkel, od czasu jak wypłynęła na polityczne wody, to znaczy po roku 1989, powoli staje się Europejką. Mieliśmy do tej pory kanclerz ze starego NRD, prezydenta ze starego NRD. To jest w zasadzie (im Prinzip) pożądane. Ale też było by na dłużej pożądane, aby osoby potrafiące myśleć w skali Europy, odgrywały większą rolę w dzisiejszym niemieckim rządzie. Tu mam na myśli obecnego Ministra Finansów pana Schäuble. Pan Schäuble jest urodzonym Europejczykiem, co w przypadku Merkel nie występuje (nie ma miejsca).

Czy można przy pomocy politycznie poprawnych zwrotów lepiej nazwać Realpolitik niż taktycznym sprytem? Nie podzielam też niestety zdania Thomasa Gutschkera o praktycznym rozsądku, bo polityka prowadzona przez Niemcy w okresie ostatnich lat z rozsądkiem nie ma nic wspólnego, choć z Realpolitik jak najbardziej wspólnego ma wiele. No cóż Angela Merkel Bismarckiem nie jest i nigdy nie będzie i to ze szkodą dla całej Europy.

 

Ten taktyczny spryt wyczuwamy też w niemającej precedensu nagonce na Polskę.

Ale wpierw muszę raz jeszcze na moim blogu, przypomnieć słowa mojego kochanego Kanclerza Helmuta Schmidta, napisane w jego książce „Außer Dienst. Eine Bilanz.“

 

Kiedy Herbert Wehner, Wolfgang Mischnick i ja, jako Kanclerz Niemiec w 1977 roku w Auschwitz uznaliśmy naszą winę, byłem do głębi poruszony i bliski płaczu. Wieczorem tego samego dnia powiedział do mnie Herbert Wehner: „Polskę trzeba kochać, trzeba nawet tylko z tego powodu, że ona wycierpiała więcej niż inni.” Ja tych słów nigdy nie zapomniałem. Jeśli prześledzi się polską historię do roku 1772, roku pierwszego rozbioru Polski, te słowa (Herberta Wehnera) nabierają jeszcze więcej powagi.

Jednak niewielu Niemców  coś wie o polskiej historii, i jeszcze mniej o polskiej kulturze. Wprawdzie znamy Fryderyka Chopina, ale wielu myśli, że był Francuzem. Czy my słyszeliśmy w ogóle o Adamie Mickiewiczu i jego „Panu Tadeuszu”, albo o „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza? A co po za tym? Karl Dedeciusz i Niemiecko Polski Instytut w Darmstadt uczynili najwięcej, pięćdziesięciu polskich autorów przekładając na język niemiecki i wydając ich dzieła. Podsumowując Polacy wiedzą więcej o Niemcach niż Niemcy o Polakach.

Tylko niewielu Niemców wie, że polski książę już w 966 roku założył chrześcijańskie państwo, i że nazwa Polonia starsza jest od nazwy Niemcy. Kiedy Niemiec słyszy nazwę Tannenberg, myśli o bitwie, pomiędzy wojskami rosyjskimi a niemieckimi, podczas pierwszej wojny światowej, i nie ma pojęcia, że 500 lat wcześniej już raz w tym miejscu rozegrała się bitwa (którą Polacy nazywają od nazwy miejscowości Grunwald). Wtedy król polski pokonał Krzyżaków – Gdańsk i inne miasta hanzeatyckie znalazły się po polskiej stronie. /-/

Oczywiście po Polskiej stronie daje się wyczuć wiele uprzedzeń wobec Niemców. Do tego dochodzą stare obawy, że niepodległość i tożsamość polskiego narodu, który wciśnięty jest pomiędzy Rosję i Niemcy, może zostać zagrożona. Dążenie do wolności i szczególne poczucie dumy narodowej rozumiałem i akceptowałem zawsze, jako  reakcję na tragiczną historię. Po pięćdziesięciu latach poniżenia, najpierw przez Hitlera, potem przez Związek Sowiecki, jest ta duchowa potrzeba, dobitnego podkreślenia i potwierdzenia polskiej samodzielności i niepodległości, bardzo dobrze zrozumiała.

Z tego powodu niektórym politykom w Polsce przychodzi z trudnością, zaakceptować tę część oddanej suwerenności związanej z uczestnictwem w Unii Europejskiej. Przez wiele lat nie mógł się polski patriotyzm uzewnętrzniać. Z tego powodu podczas negocjacji i rozstrzygnięć wewnątrz Unii Europejskiej ujawniał się on szczególnie w kwestiach dotyczących stosunków z Niemcami i Rosją. Tendencje do opierania się o Stany Zjednoczone nie budzą w tym kontekście zdziwienia.

My Niemcy musimy przyjąć do naszej świadomości polską sytuację; nasi politycy powinni się starać, zapoznać z tym naszą opinię społeczną i nasze media.

 

Tak właśnie myślał idealista Schmidt, zafascynowany Schumanem gorliwy kontynuator polityki Adenauera i De Gaulla. Ale to było dawno, dawno temu.

Dziś opinia społeczna zapoznawana jest ze sprytnie sterowaną propagandą, a wspomnianych przez starego Kanclerza zaległości w poznaniu polskiej historii Niemcy nigdy nie nadrobili. Propaganda uruchamiana jest na rozkazy szefów partii, wydawanych dziennikarskim sługusom, ku hańbie wolności prasy i na użytek tępej siły, bez uwzględnienia długofalowych skutków takich działań. I tę metodę upodobały sobie obie strony sceny politycznej w Niemczech zarówno CDU jak i SPD. Wszystko to polewane jest sosem rzekomego zagrożenia wolności prasy i na Węgrzech i w Polsce. Ostatni list szefa wielkiego koncernu pokazał jednak, że to nie Polska ma problem z wolnością mediów, ale ci co najgłośniej wrzeszczą – łapać złodzieja.

Co gorsza w bezczelny sposób siecze się rządy polski i węgierski przymiotnikami, które mają być kojarzone z faszyzmem. Niestety prasa bez jakiegokolwiek oporu od dawna próbuje wbrew historycznym faktom, sprowadzać nazizm do zjawiska populizmu, a potem przenosić te kalki myślowe na niewygodnych polityków i rządy, w tym rząd polski.

To absolutny skandal! Bo kto takie bzdury pisze jest albo idiotą, albo obrzydliwym kłamcą. Nazywanie w wielu wypowiedziach polityków niemieckich Adolfa Hitlera populistą powinno być prawnie ścigane. Bo nazizm to zupełnie inne zjawisko, pomijając już oczywisty fakt, że ani rząd węgierski ani polski populistycznymi rządami nie są!

Drodzy durnie wygadujący podobne bzdury!

Nie macie pojęcia, czym naprawdę był nazizm, próbujecie grać historyczną kartę żonglując określeniami, których nie rozumiecie! Spychacie Europę w pustkę zionącą z waszych łbów!Pustkę, którą wypełniacie hasłami podsuwanymi wam przez speców od PR i bezwzględnych zwolenników tego, co rzekomo zwalczacie – populizmu. Bo to właśnie populizm jest waszą receptą na sukces w waszej kulejącej, bo nieskutecznej od dawna Realpolitik. Przykład?

Wystarczy obserwować kampanię wyborczą Schulza.

O czego ten chłop już nie naobiecywał! Małżeństwa dla wszystkich grup seksualnych, niesamowite przywileje socjalne, wywalanie z kraju własnych obywateli o poglądach niezgodnych z poglądami Schulza i jego kolegów lewaków – tak jak wywalał z plenarnych posiedzeń osoby jego sercu niemiłe, pracując w Brukseli. Jak każdy kandydat na dyktatora Schulz ma też on swoich odwiecznych wrogów na propagandowy użytek, na których podczas przemówień napuszcza oszalałe z zachwytu tłumy. Naprawdę! Niemieckie polityczki i zwykłe członkinie SPD, prawie mdleją z zachwytu, kiedy słyszą Martina – boskiego Martina zbawiciela. Euforia zdaje się nie mieć granic. A wsłuchujący się w skandujące tłumy i własny głos Schulz odlatuje w stany takiego uniesienia wymachując pięściami, że aż boję się napisać, że przypomina mi w intonacji i gestykulacji dobrze znaną z historii postać niespełnionego artysty.

Podczas ostatniego przemówienia w jednym szeregu i bez zająknienia wymienił Erdogana i rządy polski i węgierski. Co za bezczelność!

Przypominając Balladę o dwóch koniachniedawno zmarłego Wojtka Młynarskiego, muszę stwierdzić, że Schulz wyzywając polski rząd bije grzecznie – o pardon – bije grzecznego konia. Bo niegrzecznemu może tylko pogrozić palcem. a tu posłuchajcie ballady

Ogólnie kampania Schulza przypomina miejscami sceny z dawnego kabaretu „Pod Egidą”. Pamiętacie Wojtka Pszoniaka grającego lekko, a nawet bardziej, homoseksualnego fryzjera? Masując z błogim uśmiechem „łysą pałę” swojego klienta granego przez Fronczewskiego, snuł plany ewentualnej kampanii wyborczej, wspierany głosem z offu przez Janka Pietrzaka. Wrzeszczał swoje wyborcze przemówienie i polityczne credo – nakładziemy wszystkim równo do dupy!

I tymi słowy - nakładziemy wszystkim równo do d... - podsumowałbym kampanię wyborczą Martina Schulza. Dodałbym, że słychać także słowa, które ja streściłbym do zdania – a wszystkim naszym wrogom nakopiemy do d…

Ale nie myślcie przez przypadek, że to populizm! Noooo noo! - jak mawiał Nikoś Dyzma. Niech wam to nawet nie przyjdzie do głowy!

Populizm zarezerwowany jest wyłącznie na określenie polskiego rządu i kilku innych niepokornych, dla polityków i dziennikarzy okładających grzecznego polskiego konia. Wszak z innymi konikami, szczególnie tymi niegrzecznymi z Turcji, żaden niemiecki polityk kopać się nie będzie…

Nie mam pojęcia, co z tego bicia konia wyniknie, ale obawiam się, że kandydat na ołtarze Schuman powinien wyprosić jakąś boską interwencję, aby takich polityków zatrzymać w galopie do jeszcze większej władzy.

 

Schulz swoimi hasłami trafił w dziesiątkę.

 

Z początku myślałem, że to niemożliwe, aby elektorat był aż tak głupi i trwa sztuczne pompowanie eurokraty sondażami. Niestety, ludzie spotkani codziennie, nie pozostawiają mi złudzeń. Następuje jakaś erupcja prymitywizmu w myśleniu, na skalę dawno niespotykaną. Bo jak wytłumaczyć fakt, że osoby z wyższym wykształceniem przekonywały mnie, że - Schulz właśnie z tego powodu, iż matury nie posiada i jest alkoholikiem (obecnie w fazie suchej sam jak zapewnia)jest znakomitym kandydatem, bo tacy jak on znają życie od podszewki.Co ciekawe niedawno większość Niemców Schulza nie potrafiła rozpoznać na zdjęciach i nie miała pojęcia, kim on jest. Kultowym stał się reportaż w TV, w którym reporter zagadywał ludzi na ulicy o to, na kogo będą głosować. Wszystkim, którzy twierdzili, że będą głosować na wspaniałego Schulza, pokazywał jego fotografię z pytaniem czy na takiego polityka by zagłosowali. Większość odpowiadała, że absolutnie nie, bo Schulz jest o wiele młodszy i przystojniejszy od tej niezbyt sympatycznej osoby na zdjęciu. Niewielu wie też, że ten udający proletariusza facet, zarabia brutto ponad 500 000 Euro rocznie, co w Niemczech daje po opodatkowaniu sumę 280 000 Euro, a to bez wolnych od podatku diet dziennych przekraczających 300 Euro na dzień.

Niemcy to nie są rozpolitykowani Polacy, i najczęściej politykę mają głęboko w czterech literach zdając się na elity.   To zdanie się na niekontrolowane właściwie przez wyborców elity, właśnie doprowadziło do patologicznego wyalienowania się tych elit ze społeczeństwa, do zerwania więzi i służby społecznej. Elity stały się klubami wzajemnej adoracji bez względu na polityczne opcje.   Dowodem na to jest też wysyp różnych pseudo-elitarnych klubów wzorowanych na strukturach lóż masońskich, ale niebędących stricte lożami. To takie pierdu-pierdu, przy ciasteczku i muzyce. Bale, rauty i drętwe mówki- jak mawia jeden z moich znajomych. Kluby mają przekonać skrupulatnie wybranych miernych i przeciętnych członków społeczności, że są wybrańcami losu i awangardą społeczną. Jako nagrodę oferują biznesowe kontakty, wybitność zdecydowanie przeszkadza otrzymaniu zaproszeń z tej ponurej menażerii.

Podobnie działają wszelkie fundacje stypendialne, niewspierające wybitnych uczniów i studentów, ale „poprawnie zaangażowanych”. Sam znam sytuacje, kiedy członkowie towarzystw karnawałowych, ale słabiuteńcy studenci otrzymywali bezproblemowo wypasione stypendia, a wybitni studenci fizyki z ogromnym zaangażowaniem na rzecz popularyzacji tej dziedziny nauki wśród uczniów szkół średnich, wielokrotnie do zmęczenia spotykali się z odmowami przyznania jakiegokolwiek wsparcia. Wielu studentów skarży się też na swoisty Stimmung (nastrój) panujący podczas workshop-ów, kiedy fundacje wybierają sobie kandydatów. Pracownicy zachowują się często w bardzo arogancki sposób, a kuriozum jest zeznanie jednej ze studentek, która kiedy wygłosiła referat o korzeniach Europy i wartościach judeo-chrześcijańskich stojących u jej fundamentów, została zaatakowana przez pracownika jednej z fundacji twierdzącego cynicznie, że tych wartości już z pewnością w Niemczech nie znajdzie i lepiej, aby sobie to wzięła do serca.

To psucie relacji społecznych trwa od dawna i przynosi opłakane rezultaty w postaci braku pierwszorzędnego garnituru polityków, myślących niezależnie i odważnych w działaniu.

Zostali oni zastąpieni przez wygłaszających godzinami gładkie mowy politycznych zombie albo właśnie tanich populistów wykształconych, a raczej ukształtowanych przez elitarne fundacje. Cynicznie nazywa się w tych środowiskach możliwości dane przez kluby Vitamin B – co oznacza B jak Beziehung, czyli związek-układ. Popularnym jest też określenie Seilschaften. To zaczerpnięte z języka wspinaczkowego określenie oznacza zespół wspinaczkowy związany liną.

Niestety to zjawisko staje się globalne. Zwracał na to uwagę też Helmut Schmidt i jego przyjaciel Valery Giscard d`Estaing, kiedy prześmiewali się z bełkotu wydobywającego się z kuluarów kolejnych szczytów gospodarczych G20.

Do tanich populistycznych haseł sięgają wszystkie partie polityczne bez wyjątku. Na przykład kampania wyborcza partii Zielonych rozpoczęła się w tym roku od kuriozalnych haseł powszechnego zaspokajania seksualnego starców w domach opieki społecznej, przez opłacane z funduszów gmin prostytutki. Utonęła jednak w otmętach populizmu wylewanego przez Schulza.

No cóż zobaczymy czy ludziska się opamiętają przed wyborami, ale i tak rozsądnej alternatywy nie ma. To bardzo pesymistyczny scenariusz, niestety i niebezpieczny, bo wygodnictwo i brak zainteresowania obywateli polityką w Niemczech prowadzi do bardzo niebezpiecznej sytuacji, kiedy do władzy prą prawdziwi populiści pokroju Schulza.

Dziś niemożliwe wydaje się odniesienie do prawdziwych ideałów naszej Europy, które ludzie pokroju Schulza zastąpili plastikowymi hasłami.

A przecież zaczęło się w praktyce od słynnego przemówienia Charles’a de Gaulle’a w Hamburgu 07 września 1962 roku, prawdziwego tryumfu idealizmu nad pragmatyzmem. Helmut Schmidt zasiadał wtedy w senacie tego miasta i był odpowiedzialny za bezpieczeństwo podczas tej wizyty. Tak wspomina te chwile w swojej ostatniej książce „Was ich noch sagen wollte” (Co chciałbym jeszcze powiedzieć)

On jechał w otwartym samochodzie z lotniska przez Alsterkrugchaussee (nazwa alei) do ratusza, to całe 11 kilometrów. Tysiące ludzi ustawiło się wzdłuż trasy przejazdu i Generał pozwalał sobie na ciągłe przystanki, aby uścisnąć ręce oczekujących go ludzi. W wykorzystaniu takich efektów był on bardzo zręczny. /-/ W Sali Cesarskiej ratusza ustawił się on pod wielkim obrazem przedstawiającym wcześniejszych członków senatu, noszących białe kryzy, jak gdyby pochodzili z późnośredniowiecznej Hiszpanii. De Gaulle moim zdaniem wybrał to miejsce całkowicie świadomie. W ten sposób przewyższał on nie tylko zgromadzonych wokół niego, ale też sięgał wzrostem postaci namalowanych senatorów na obrazie wiszącym za nim. To zrobiło na mnie niezapomniane wrażenie. W trzech wielkich mowach De Gaulle pochlebił wtedy Niemcom; pierwszą wygłosił w ratuszu, drugą izbie handlowej, trzecią w Akademii Bundeswehry. On mówił całkowicie bez manuskryptu i po niemiecku. Również to często cytowane zdanie, które tak szczególnie Niemców zachwyciło w tym dniu: „Jesteście wielkim narodem!”.

On posiadał wyobrażenie, że Niemcy, które przez stulecie nie posiadały własnego państwa, wniosły ogromny wkład w europejską cywilizację; on był też przekonany, że należy się im ważna rola w budowie nowej Europy. On przezwyciężył wszystkie stare resentymenty i wyciągnął do Niemców rękę. Jego wola pojednania z Niemcami doprowadziła w 1963 roku do traktatu Elizejskiego, który na ponad pół wieku jest podstawą stabilnych stosunków francusko-niemieckich.

tu sympatyczny film o wizycie a tu słowa do młodzieży niemieckiej

Tak miał rację Schmidt, Europa wyrosła na tej idei pojednania. Europa wymaga stałego podkreślania, że to pojednanie nastąpiło i że dla Niemców było ono wielkodusznym gestem i aktem wielkiego idealistycznego myślenia.

Niestety politycy tacy jak Schulz zdają się o tym nie wiedzieć lub zapominać, podobnie jak wielu jeszcze. To nie Niemcy wybaczyły, ale narody takie jak Francja i Polska miały do tego prawo, a nie odbyło się to bez wielkiej idei, wielkiej wizji, której korzenie tkwią głęboko w chrześcijańskiej tradycji!

Tak, więc ludziom pokroju wspomnianego dziennikarza FAZ i wielu niemieckim politykom należy stale przypominać, że to nie ich ulubiona Realpolitik na nowo zbudowała Wspólnotę Europy! Wspólnota Europejska to wizja ludzi, którzy jak dziś Schuman, są kandydatami na ołtarze! Przypomnę wam jeszcze raz, moi drodzy pragmatycy i cynicy z Niemiec, którzy o tym niebezpiecznie często zapominacie!

I mam słabą nadzieję, wręcz czekam na cud, który sprawi, że Europie nie będzie potrzebna kolejna wojna, aby to całe towarzystwo wzajemnej adoracji, tanich eurokratów i populistów, podszywające się pod prawdziwych europejczyków ustąpiło miejsca politykom podobnego formatu jak De Gaull, Adenauer, d`Estaing, Schmidt czy polski Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński.

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Fasadowa Unia? Rynek w Brukseli z fasadami namalowanymi na rusztowaniu. Zdjęcie Alpejski
Fasadowa Unia? Rynek w Brukseli z fasadami namalowanymi na rusztowaniu. Zdjęcie Alpejski
Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka